Sztuka i sen

It is fortunate for us, however, that Nature is so imperfect,
as otherwise we should have no art at all.
Oscar Wilde

W jednym ze swych wykładów prowadzonych w Buenos Aires w połowie ubiegłego wieku, Jorge Luis Borges wspomina chorobliwą, dziś już niemal mityczną manię, z jaką Gustave Flaubert zbierał dokumentację do swych dzieł. Jak wiadomo, francuski pustelnik-perfekcjonista otaczał się w swej pracy niezliczoną ilością tomów, stanowiących zarazem bibliografię oraz pożywienie dla wyobraźni. Pewnego razu, pracując nad Salammbô, powieścią historyczną osadzoną w czasach wojen punickich (niech demiurg z Normandii wybaczy mi to uproszczenie), Flaubert posunął się w swoich badaniach tak daleko, że dla wiernego oddania kolorytu mitycznej Kartaginy udał się na wyprawę do Tunezji, gdzie przez wiele dni rozpalał swą wyobraźnię barwami egzotycznych zmierzchów. Przewrotny los chciał, że Flaubert miał okazję zobaczyć tam kaktusy, które następnie umieścił w swym surrealistycznym avant la lettre arcydziele. Zdaniem Borgesa Flaubert pomylił się, zgubiony przez własny perfekcjonizm. Otóż kaktusy, powiada erudyta z Argentyny, sprowadzono do Tunezji w XIX wieku, najprawdopodobniej z Ameryki Południowej.

            Byłby to więc w dziele Flauberta zabieg z gruntu futurystyczny. Jednakże nie jest to jedyny anachronizm w tej niezwykłej powieści. W obszernej odpowiedzi, jakiej udziela autor zjadliwemu księciu krytyków, Sainte-Beuve’owi, na jego pomstowania opublikowane w Le Constitutionnel krótko po ukazaniu się powieści, Flaubert przyznaje, iż niewątpliwym anachronizmem jest w jego utworze akwedukt, wybudowany przez Rzymian na długo po opisywanych wydarzeniach. Zabieg ten był bezdyskusyjnie świadomy – tak powieściopisarz formuje swój cudowny sen z materii dostępnych mu informacji, nie zawsze dbając o ścisłość historyczną, zgodność z tak zwaną rzeczywistością. Nie ulega wątpliwości, że Salammbô przerosła Sainte-Beuve’a, podobnie jak sama twórczość Flauberta w ogóle przerastała czytelników swej epoki, wyjąwszy może kilku entuzjastów, Baudelaire’a, Gautiera, Hugo, oraz gorliwych naturalistów, którzy uczynili z niej – niewiele pojmując – fundament swojego programu. Wracając do kaktusów, gdyby spojrzeć na nie „z perspektywy akweduktów”, byłyby one jedną z najśmielszych fantazji czasoprzestrzennych w całej literaturze. Dwadzieścia jeden wieków (a także ocean!) dzieli wszak widziane przez Flauberta kaktusy od opisywanej przezeń Kartaginy doby krwawych bitew z najemnymi barbarzyńcami, między pierwszą a drugą wojną punicką.

            Dziś dla świadomego czytelnika akwedukty i kaktusy mogą być w dziele Flauberta tym, czym są u Szekspira zegary. Nie umiem powiedzieć, jak wiele miejsca poświęcono w literaturze przedmiotu tym znamiennym anachronizmom, pojawiającym się chociażby w Makbecie czy w Juliuszu Cezarze. Wszelako owe pozorne niedorzeczności są w tych dramatach czymś więcej niż tylko formą estetycznego uwydatnienia kulminacji spektaklu. Wierzę, iż pełnią one niezwykle doniosłą, arcyteatralną funkcję wybudzenia widza z letargu, w którym się był pogrążył, zwiedziony zręcznie skonstruowaną iluzją fikcji. Oto wyraźna niespójność fabuły, tożsama z nieudolnością prestidigitatora, celowo ujawnia fikcyjną, czyli wyssaną z palca naturę przedstawienia. Sądzę, że podobnie mógł rozumować Flaubert, zabawiając się – przynajmniej w przypadku akweduktu, jeśli przyjąć, że kaktusy to przypadek – skrupulatnie wysnutym kłamstwem. Podobnie czasem zwodzi nas sen, czerpiąc z pamięci pozornie odległe od siebie wątki, aby spleść je w jedną oniryczną historię z pogwałceniem chronologii. Tym samym jest powieść. Zresztą, jak poucza nas sam Szekspir słowami niezrównanego Prospera: jesteśmy z tej samej materii, co sen, i życie nasze jest snem otoczone. Niniejszym proponuję, aby zamiast topornego terminu „realizm”, wprowadzono do podręczników „sen o realizmie”. Tak będzie bardziej wiarygodnie względem (tak zwanej) rzeczywistości.


Dodaj komentarz