Pułapka podejrzeń

Tak zwana hermeneutyka podejrzeń niesie z sobą niebezpieczeństwo właściwe broniom obosiecznym. Dopóki jest jedynie analityczną praktyka czytania, stanowi rewelacyjny pryzmat w rękach tego, kto potrafi powstrzymać się od kategorycznych sądów. Przykładem Arnold Hauser i jego Społeczna historia sztuki, w której autor ukazuje ekonomiczne i materialistyczne uwarunkowania prądów estetycznych. Wiadomo, byt kształtuje świadomość. Ważniejszym jest jednak, co z tego wynika.

Kontrprzykład stanowi Nietzsche, pastwiący się nad Rousseau, którego podejrzewa o resentyment, warunkujący poglądy francuskiego myśliciela. Podobnie odczytuje Nietzsche Platona i Sokratesa, jako przedstawicieli greckiej dekadencji. Słuszność jego diagnoz – bardzo skądinąd przekonujących – jest tu bez znaczenia, kiedy uświadomimy sobie, że w ten sam sposób przejrzeć można właściwie każdego. Wówczas selektywne sądy opierają się na zasadzie: oskarżam tego a tego filozofa o stłumienie w sobie najszkaradniejszych popędów oraz ich sublimację w postaci umiłowania rozumu. Toż samo ryzyko wiąże się, rzecz jasna, z psychoanalizą. Praktyka demaskatorska przestaje być użyteczna, kiedy okazuje się, że wszyscy noszą podobne maski. Być może ocenie powinna zatem podlegać nie twarz aktora, tylko maska właśnie. Wiele wart jest nie ten, kto uczciwie swą szpetną twarz wszem i wobec ukazuje, lecz ten, kto piękną maską szpetne swe rysy potrafi przystroić.


Dodaj komentarz