Tag Archives: Wola mocy

Jutrzenka stylu

Przeciw nadmiernej wstrzemięźliwości stylu:

Mieszane rodzaje w sztukach świadczą zdaniem Nietzschego o braku u twórców wiary we własne siły. Czyż jednak nie bywa na odwrót?

Niektórym zdaje się, że wszechstronni autorzy poszukują kryjówki pośród różnych dziedzin, pragnąc być może ukryć ubogość myśli, zakraść się w cień niejasności, oszańcować swój warsztat fasadami iluzji. Taki osąd wynika wszelako z podejrzenia doczesnego, nazbyt jeszcze skupionego na autorze, nie zaś na samym dziele. A przecież „autor ma usta zamknąć, gdy dzieło jego usta otwiera”.

Praktyka to nieładna, nadgorliwa, neurotyczna wręcz: nim jeszcze dzieło ostygnie, filtrować je wzrokiem podejrzliwym, przenicować analizą podług własnych uprzedzeń. Tymczasem, jak bywają pięknymi etiudy młodych pianistów, tak i twórcze wprawki pisarza mogą poruszyć, ożywić czytelnika, i stać się, gdy ostygną, w pełni samodzielne. Nie z braku wiary (słowo niewdzięczne), lecz z jej nadmiaru, rodzą się w pisarzu najśmielsze eklektyzmy. Ważne przy tym, aby się nie rozbestwić, aby nie zapomnieć o poszanowaniu formy, wszak „śliski lód jest rajem dla wprawnych łyżwiarzy”. W obrębie surowych reguł czynić można wszystko.

Pisarz wdzięczny jest tym, którzy przyjąć chcą jego dary, woli dawać niż brać, i niczego nie pragnie w zamian. Jest to ów słoneczny nadmiar, którym pragnie się dzielić Zaratustra. Owa „cnota darząca”, jak to Nietzsche nazywa, jest przejawem mocy, może jeszcze nieposkromionej, ale już ziszczonej w dziele. Twórca przekonany, że najtajniejsze sfery dostępne są jego myśli, lubi nieraz pobłądzić, zgubić się, powłóczyć z dala od dziedzin już znanych. I nieraz błądząc w ten sposób, przedwcześnie da wyraz geniuszu, nim jeszcze sam siebie odnajdzie.

Co się tyczy niebezpieczeństw retoryki, to znów oskarżenie nazbyt ogólne, by mogło wykazać winę. Można z równym powodzeniem tropić u autorów interferencje cudzej myśli, lecz powszechność tego zjawiska czyni zeń normę – nie zaś wypaczenie. Tak samo jest z retoryką, która wykwita niejako samoistnie wszędzie tam, gdzie rodzi się tekst. Wpadać w jej liczne pułapki lub też nadużywać bezmyślnie, nie jest tym samym, co stosować ją świadomie.

Pisze Nietzsche nieco wyżej: „cechą dobrego pisarza jest, iż woli, by go rozumiano, niż podziwiano; pisarz taki nie pisze dla czytelników szczwanych i nadmiernie przenikliwych”. To prawda, że nieraz podziw przychodzi bez zrozumienia. Bywa jednak, iż zrozumienie jest przyczyną podziwu. Podziwiając wreszcie, podziwia czytelnik to, co w dziele ujrzał i pojął z samego siebie. Czytelnik jest samolubny, lektura jest aktem autoerotyzmu.

Popełniwszy Zaratustrę, należy się z tym liczyć.